Aksamitny budyń, dwa płaty ciasta i…
Karpatka. Dwa blaty parzonego ciasta przełożone aksamitnym budyniem. Taką wersję lubię najbardziej! Bo istnieje jeszcze druga: upieczony spód z kruchego ciasta, budyń i góra z ciasta parzonego, którego pofałdowana powierzchnia przypomina górskie pasmo. Skąd skojarzenie konkretnie z Karpatami niestety nie wiem. Również samo pochodzenie karpatki jest nieco tajemnicze. Pierwsze wzmianki na temat tego deseru pojawiły się w latach 70. Cytując za Wikipedią: „Według badań językoznawcy Katarzyny Smyk, opublikowanych w 2016 roku w dwumiesięczniku Literatura ludowa w artykule pt. „Słodkie językoznawstwo: Karpatka we współczesnej polszczyźnie potocznej”, najwcześniejsza publikowana wzmianka o słowie „karpatka” znajduje się w skrypcie dla studentów filologii polskiej z 1972 roku. Zostało ono tam przywołane jako nazwa ciastek”.
Karpatka czy kremówka?
Karpatka często mylona jest z kremówką (zwaną inaczej „napoleonką”), ale to dwa różne desery. Karpatka, jak już wspomniałam to na ogół blaty z ciasta parzonego wypełnione kremem budyniowym albo kremem russel (na bazie masła i jajek), natomiast kremówka skrywa śmietankowy budyń (lub krem russel) pomiędzy blatami ciasta francuskiego. Oprócz kremu budyniowego kremówka zawiera często również grubą warstwę kremu śmietankowego, a dolny blat posmarowany może być konfiturą. Ta druga zrobiła karierę zyskując przydomek „wadowickiej” dzięki czemu teraz prawie każde ciasto wypełnione kremem nazywane jest „kremówką”, nawet jeśli to karpatka. Albo cokolwiek innego.
Wysoki sądzie, oto karpatka!
Ciasto jest na tyle popularne, smaczne i proste (o tym za chwilę), że w latach 90. dwa duże koncerny spożywcze pożarły się o nazwę kremu („karpatka” została wcześniej zastrzeżona przez jeden z nich) . Spór trwał 12 lat i jak nietrudno się domyślić obie firmy (oraz wiele innych) nadal z powodzeniem sprzedają sproszkowaną wersję deseru. Co właściwie jest śmieszne, bo – uwaga! – zawartość torebek to właściwie mąka i proszek do pieczenia, a całą resztę czyli mleko, masło i jajka musicie sobie dokupić. Szanuję takie patenty, serio. Znacie bajkę o zupie na gwoździu? 😉
Czy zwarzony krem da się uratować?
Ale wróćmy do karpatki. Ciasto najlepiej zrobić dzień wcześniej np. wieczorem i rano, przed podaniem, wyjąć je godzinę wcześniej z lodówki. Jeśli nie mamy tyle czasu zarezerwujmy minimum 3 godziny na chłodzenie. Ciasto musi związać się z kremem, a krem ustabilizować. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem i kroimy na kawałki. Przechowujemy w lodówce (oczywiście przy założeniu, że będzie co chować). I przyłóżcie się do mieszania budyniu, żeby nie było grudek. Na końcu przepisu podaję patent na ratowanie zwarzonego kremu budyniowo-maślanego (w razie awarii nie trzeba go będzie robić na nowo). Do dzieła!
Przepis – Karpatka
SKŁADNIKI – CIASTO PARZONE (2 blaty ok. 25 x 35 cm)
1 szklanka mąki pszennej (250 ml)
1 szklanka wody (250 ml)
130 g masła
5 jajek (rozmiar M) lub 4 (rozmiar L, XL)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masło rozpuścić, dodać wodę i zagotować. Wsypać mąkę, zmniejszyć gaz i ucierać składniki łyżką, aż powstania gładka i gęsta masa. Przestudzić i wbijać po 1 jajku (po każdym krótko miksować), na końcu dodać proszek do pieczenia i raz jeszcze porządnie wymieszać.
Masę podzielić na 2 części. Blachę lub formę (25 x 35 cm) posmarować masłem i wysypać mąką. Porcję ciasta wyłożyć na blachę i cienko rozsmarować łopatką (używam szpatuły do mas tortowych). Masa będzie się kleić więc można łopatkę zwilżyć wodą (lepiej rozsmarowywać krótko, wtedy ciasto ładniej wyrasta w „górki”) .
Wstawić na 20 (góra 25) minut do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i upiec na złoty kolor (nie otwierać piekarnika w trakcie pieczenia, bo wszystkie „górki” opadną). Po upieczeniu odstawić na minutę lub dwie i OSTROŻNIE wyjąć blat z formy. Wystudzić na kuchennej kratce. Tak samo upiec drugi kawałek ciasta.
KREM DO KARPATKI
3 szklanki mleka (750 do 800 ml)
3/4 szklanki cukru (ok. 190 ml)
70 g mąki pszennej (4 łyżki)
70 g mąki ziemniaczanej (5 łyżek)
2 żółtka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
200 g miękkiego masła
2 szklanki mleka zagotować z cukrem i wanilią. Pozostałą szklankę zmiksować z żółtkami i mąką (można również porządnie rozetrzeć). Kiedy mleko się zagotuje, zmniejszyć ogień, wlać masę i bardzo energicznie mieszać przez 1-2 minuty (uwaga: zwolnienie obrotów sprawi, że w budyniu pojawią się grudki. Po wlaniu masy chwilę mieszam na ogniu, a potem zestawiam garnek z palnika i kontynuuję mieszanie już na blacie kuchennym). Budyń powinien być gęsty i bez grudek. Masę przełożyć do innego naczynia, nakryć folią (kładąc ją na masę) i odstawić do wystudzenia.
Kiedy budyń ostygnie (musi być zupełnie przestudzony), zmiksować masło, aż będzie jasne i puszyste. Nadal ucierając dodawać po 1 łyżce zimnego budyniu. Krem powinien być gładki i bez grudek* Gotowy krem wyłożyć na jeden blat ciasta** (zostawić po bokach ok. 1,5 cm wolnego miejsca i nakryć drugim blatem). Wstawić do lodówki na minimum 3 godziny (najlepiej na całą noc). Przed podaniem posypać cukrem pudrem.
*jeśli w masie budyniowej zmiksowanej z masłem pojawią grudki (budyń będzie wyglądać na zwarzony) do masy należy wlać 2-3 łyżki bardzo gorącej wody i nadal miksować (kilka minut). Można również przełożyć garnek do kąpieli wodnej i tam rozcierać krem, ale w takim przypadku masę (przed wyłożeniem na ciasto) trzeba będzie chłodzić długo w lodówce. Patent z gorącą wodą jest więc lepszy.
**krem przekładam do rękawa cukierniczego (bez szprycy) i wyciskam równomiernie na blat. Na końcu rozsmarowuję szpatułką.