Strona główna LIFESTYLE ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY

ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY

przez Joanna
0 Skomentuj

Kulinarny urok zimy

Oprócz tych wszystkich ciast i ciasteczek pieczonych wieczorami, rozgrzewających zupek i parujących gulaszy – dla mnie grudzień już zawsze będzie mieć smak kawy doprawionej szczyptą kardamonu. Za oknem wirują płatki śniegu, a ja szukam w pamięci skąd właściwie wziął mi się ten kardamon…

Szalone lata 90.!

Lata 90. były szalone. Głównie dlatego, że ostatnią złotówkę byliśmy wstanie wydać na COŚ SMACZNEGO. Czasy sprzyjały rozpasaniu, bo restauracje, bary i budki z fast foodem kwitły niczym grzyby po deszczu. Pierwszy street food (choć nikt wtedy nie kojarzył tej nazwy) zawitał do nas z dalekiego Wietnamu. Kurczak w koksowej panierce dzielnie zakotwiczył się między swojskimi kiełbasami z rusztu, a do kulinarnego portu napływały kolejne nowości. Francuskie rogaliki croissant i szwajcarskie pieczywo. Miliony okruchów, nadzienie parzące języki. Pierwszy McDonald’s. To chyba wtedy narodziła się prababka współczesnej kooperatywy spożywczej: grupowa zrzutka pozwalała posmakować Ameryki w postaci ekskluzywnego zestawu. Dzieliliśmy go potem na równe części, godzinami okupując zatłoczone stoliki.

Sałatce już podziękujemy

Sałatka jarzynowa stała się mało elegancka; na świątecznych stołach wylądował miks kukurydzy i ananasa z puszek, majonez lał się strumieniami, a rodzynki pasowały do wszystkiego. Zresztą trendy kulinarne dyktowały kobiecie tygodniki i od teraz nawet schabowego należało ochrzcić garścią owoców. Światowy sznyt wymagał wiedzy, zakupów i poświęceń. Nikt nie kręcił nosem, tonęliśmy w przesłodzonym zachwycie. Wiało zachodem, oj wiało!

Kawiarenki (na, na, na…)

Oddzielny temat stanowiły kawiarnie. Jeszcze wciąż królowały ciastka WZ-tki, jeszcze kawa była fusiasta i ordynarnie serwowana w szklankach, ale nowości pojawiały się z takim rozmachem, że zawsze wiedzieliśmy, dokąd się udać. Dzisiaj to się nazywa marketing szeptany i nie ma nawet ułamka dawnej prędkości. Prawdziwy życiowy przełom stanowiła KAWA. Byliśmy pokoleniem napędzanym kofeiną i marzeniami. Ekspresów ciśnieniowych było niewiele (wątpię zresztą, abyśmy byli wstanie odróżnić je od kaloryfera stojącego na zapleczu), a o cappuccino jeszcze nikomu się nie śniło. Ale coś zaczęło się zmieniać. Smak! Dostępna dotąd dla nielicznych neska (Pewexy!) na stałe trafiła do kawiarnianych kart. – Dla mnie rozpuszczalną – brzmiało to tak, że dzisiaj musielibyście zamówić całego homara z butelką szampana. I wtedy właśnie zrozumieliśmy, że wcale nie jesteśmy zbyt mali na kawę. Po prostu nie smakowały nam fusy. Kieszonkowe stało się żałośnie niskie.

Kawa, w końcu mnóstwo kawy!

Czasy gnały jak szalone. Kawa w słoikach, kawa w puszkach, kawa w saszetkach. Kawa ziarnista i kawa mielona. 3 in 1 prawie jak szampon z odżywką, ale tu, oprócz cukru, w małym jednorazowym opakowanku wielkości wskazującego palca było jeszcze sproszkowane mleko. Rankiem wsypywało się to to do kubka i starym zwyczajem zalewało wrzątkiem. Na salony wkroczyło paczkowane cappuccino o smakach tak rożnych (i zarazem tak chemiczno-podobnych), że biliśmy rekordy w dziennym smakowaniu całego wachlarza rodzimej produkcji. Orzechowe – bardzo proszę, waniliowe – robimy, rumowe – a jakże! Czy to rumowe było z rumem? Dam sobie rękę uciąć, że tak!

Chcemy więcej!

Tania porcjowana kawa była dostępna wszędzie. Na stacjach benzynowych, na dworcach i w sklepach nocnych. W kioskach, warzywniakach i nawet w pobliskiej księgarni, co poniekąd miało swój związek logiczny z przysłowiową herbatką i kocykiem, jeśli ktoś dużo czytał. Piło się ją zalewając gorącą kranówą (świadomość konsumencka rosła, już nie było mowy o wrzątku), nosiło w termosie marząc o tym, aby w końcu ktoś wymyślił jakiegoś Starbucksa i postawił go na naszej drodze. I tak po latach świetności neska stała się w końcu synonimem obciachu.

Pokolenie napędzane kofeiną

W latach dwutysięcznych społeczeństwo zaczęło się w końcu dorabiać i zwracać uwagę na JAKOŚĆ. Do korporacji i rozlicznych kawiarni zawędrowały nowoczesne ekspresy ciśnieniowe. Torebeczki i staromodne przelewy stały się passé. Wartość urządzenia działała na wyobraźnię, liczba guzików i kombinacji znacznie ją przekraczała. Podłączenie kartonu mleka do spieniacza przypominało sprawdzian z konstrukcji maszyn budowlanych. Trzeba było dostąpić wtajemniczenia, a potem oszczędnie gospodarować wiedzą, aby akcje towarzyskie utrzymywały się na stałym poziomie. Celem pracowniczych pielgrzymek stały się kuchnie i pomieszczenia socjalne. Do dzisiaj nie wiem, jakie ziarno się tam wsypywało! Kawa smakowała wyśmienicie. Osiem kaw dziennie – jeszcze bardziej. Już teraz wiecie, dlaczego nasze pokolenie tak chętnie i sprawnie siedziało w pracy po godzinach 😉

I w końcu dorośliśmy

Kawa dorastała razem z nami. Tylko jakoś tak – na odwrót. Kiedy my zaczęliśmy stawać się starsi i nudni, ta, na przekór nam, zupełnie zerwała się ze smyczy i zawojowała (nasz) świat. Ściągała go kawałek po kawałku, ziarenko po ziarenku. Arabika, robusta i liberica. Trzy królowe, solo, w duetach albo w chórach. 100% ziarna, a może mieszanka? Wiedzieliście, że w Peru hodują kawę? W Peru? W Afryce! Etiopia, Kongo, Tanzania, Rwanda! Pochodzenie stało się ważne, a kawowy podział na kontynenty przypominał podboje w Monopoly. Ameryka Środkowa (z częścią Północnej), Ameryka Południowa, Afryka i Azja. Co wybrać? Czym oczarować znajomych? Wietnam, Indonezja czy Sumatra? Picie kawy zaczęło przypominać powieści Juliusza Verne; „W 80 dni dookoła świata” nabrało zupełnie nowego smaku.

Rewolucja: pierwsze wyspecjalizowane sklepy z kawą

I tak też zaczęliśmy mieć odwrotny problem. Klęska urodzaju sprawiła, że wybór często stawał się męką, a niesprecyzowane jeszcze gusta wcale go nie ułatwiały. Trochę już wiedzieliśmy, co lubimy. Nadal chcieliśmy jednak próbować. Na rynku pojawiły się pierwsze wyspecjalizowane sklepy z kawą i właściwie była to mała rewolucja. Znów, jak starych czasów czuliśmy, że w zasięgu ręki mamy wszystko. Pogoń za ideałem rozpoczęła się na nowo: lokalne odmiany i popisowe produkty największych producentów. Ekskluzywne melanże osiągające zawrotne ceny i eksperymentalne mieszanki początkujących palarni z miejsc tak odległych, że trudno byłoby tam trafić. A wszystko to wsparte fachową wiedzą oraz pomocą.

Coffeedesk i „wszystko, co jest związane z kawą”

Po latach, każdy z nas – ceniących poranny aromat kawy – zaprzyjaźnił się i z konkretnymi markami i z konkretnymi sklepami. Najbardziej lubię te internetowe. Może są mniej aromatyczne, za to bez końca można przechadzać się między półkami. Tak naprawdę to wyobrażam sobie, że w takim Coffeedesk stoją duże beczki wypełnione ziarnem, a zamiast biurowych paprotek – gigantyczne donice z palmami i egzotycznym kwieciem! Właściwie to czemu nie, w końcu sami o sobie piszą, że zajmują się „wszystkim co jest związane z kawą”. Musi być tam miejsce na klimat! Zresztą można to sprawdzić, bo Coffeedesk ma również swoje punkty stacjonarne, w których można odebrać zamówioną kawę.

Arcaffe – moc włoskiego słońca

Kawy lubię konkretne, mocne i wyraziste. Nie przepadam jednak za zbytnią kwasowością. Jestem fanką łagodnych olbrzymów. Taki typ z charakterem, który jedną ręką przytrzyma ciężkie obrotowe drzwi, a drugą małego pieska na smyczy. Ostatnio na nowo zawędrowałam w swoich poszukiwaniach do Europy. Słoneczna Italia! Włoskie miasteczka pachnące świeżo zmielonym ziarnem. Wielkomiejska elegancja w każdym ziarenku. La grande bellezza! Jeśli lubicie aromat czekolady i orzechów na przeciw Wam wybiegnie Arcaffe mocna dziewczyna w charakterystycznej żółtej sukience. Trochę korzenna, trochę słodka – Mokacrema w pełnej krasie. Pijcie ją z mlekiem. Albo bez mleka! Mokacrema to znakomity blend kaw ziarnistych jakości speciality: Gwatemali, Salwadoru, Etiopii i Brazylii. Kawa certyfikowana przez „CSC ® – Certified Speciality Coffee Association of Italy” – wszystkie opakowania są opatrzone etykietą z numerem i hologramem świadczącym o wysokiej jakości. Brzmi dobrze? Smakuje jeszcze lepiej.

ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY
Włoska kawa Mokacrema (Arcaffe)

Espresso? Dla mnie podwójne!

Również fani espresso italiano znajdą coś dla siebie na tej półce. Tak wiem, niby z tego wyrośliśmy, ale klasyka ma to do siebie, że smakuje zawsze. Arcaffe Roma – najbardziej klasyczna mieszanka spod tego włoskiego szyldu czeka na Wasze filiżanki! Niedługo stuknie jej 100 lat nieprzerwanej produkcji; warto zapoznać się więc z historią. A takowa to hołd dla baru Roma, pierwszego espresso baru w Livorno (skąd pochodzi palarnia). Roma to karmel i leśne owoce. Ziarno z Indii, Etiopii i Brazylii. Kunsztowna mieszanka, która sprawi, że równieżcappuccino będzie słodkie, kremowe i delikatne.

ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY
Arcaffe Roma – hołd dla pierwszego espresso baru w Livorno

Ho ho ho! Prezenty! Złap kod rabatowy

Arcaffe to moje najnowsze odkrycie! Biegnę więc podzielić się z Wami smakiem i aromatem. Dorzucam do mikołajkowej listy prezentów, zaraz obok tych wszystkich pięknych książek kucharskich, patelni i garnuszków. W Coffeedesk kupicie wszystko, co sprawi, że nadchodzące poranki staną się przyjemnie rozgrzewające. Łapcie mój osobisty kod rabatowy, który będzie ważny aż do końca grudnia:

KUCHNIAJOANNY10

– 10 zł rabatu przy zakupach za co najmniej 109 zł, nie połączy się z innymi akcjami promocyjnymi i kodami (ważny do 31.12.2022)

No dobrze, a co z tym kardamonem?

Zresztą kawa to nie tylko klasyczny napój w ulubionym kubku. Pamiętacie, od czego zaczęliśmy? Kardamon! Moja przyjaciółka globtroterka wróciła kiedyś z długiej podroży po Indonezji. Z dna plecaka wyjęła (wybacz, ale muszę w końcu to napisać!) okropną lekko rdzewiejącą już puszkę z odłażącą kawałkami etykietą. Dosyć nieczytelną zresztą. Kawa na dodatek była… rozpuszczalna. Prezent z dna plecaka trafił dna dno kuchennej szuflady i szybko został zapomniany. I kiedyś, któregoś dnia, kiedy ulubiona kawa do ekspresu miała czelność się skończyć, puszka została w końcu wydobyta i uroczyście otwarta.

I powiem Wam, że była to absolutnie jedna z najbardziej fantastycznych kaw, jakie kiedykolwiek piłam! Sprawił to spory dodatek mielonego kardamonu. Było to coś zupełnie innego, aromatycznego, niezwykłego! Od tamtej pory minęło sporo lat, ale jeszcze dzisiaj, od czasu do czasu, lubię wsypać do porannego kubka sporą szczyptę kardamonu…

Wpis powstał we współpracy ze sklepem Coffeedesk

ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY
ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY
ZIMOWA OPOWIEŚĆ: DOBRA KAWA, KARDAMON I ŚWIĄTECZNE PREZENTY
0 Skomentuj
0

Możesz również chcieć zobaczyć...

Zostaw komentarz